sobota, 6 września 2025

pająk

 Mam pająka na suficie. Spuścił się na nici na wysokość mojej twarzy, popatrzył chwilę i wspiął się z powrotem.

piątek, 25 lipca 2025

W

  „Bo we krwi jest życie. Krew to życie każdego stworzenia. Dlatego powiedziałem Izraelitom: „Nie wolno wam jeść krwi żadnego stworzenia, bo krew to życie każdego stworzenia. Kto by ją jadł, zostanie zgładzony.”

ks. Kapłańska 17:14

"Krew raz przelana zawsze woła o więcej."

 


 

    Zanim Kamil wkroczył do celi, strażnik zapytał go, czy grypsuje. Chociaż teraz powinno być powiedziane „pod celę”. I nie strażnik, tylko „gad”. 

    Odpowiedział, zgodnie z prawdą, że nie. Miał ze sobą pięć papierosów. Bał się. Nasłuchał się opowieści, jak to jest w więzieniu i oglądał „Symetrię”, czytał Stasiuka, spodziewał się brutalnego przyjęcia, chociaż nie dostał się tu pod paragrafem mogącym zrobić mu "nieprawilną" opinię. Został ukarany przez sąd dziesięcioma dniami odsiadki.

    Zatem wszedł, trzymając swój mandżur, spojrzał na współosadzonych a współosadzeni na niego. Cela była sześcioosobowa. Dwa łóżka były wolne. Część lokatorów leżała. Spali? Na tygrysie wisiały koce, w celi był półmrok. Przedstawił się, wskazano mu kojo. Ci więźniowie, którzy nie spali, grali w karty.

    Rozpakował mandżur, pościelił łóżko, usiadł. Zapalił pierwszego papierosa. Miał ich jeszcze tylko cztery sztuki, a że nie miał ze sobą pieniędzy, gdy go zatrzymano, zatem liczyć na wypiskę z kantyny.

    W porównaniu do celi w policyjnym areszcie, warunki były luksusowe. Na dołku były twarde deski łóżka, materac i koc dawali tylko na noc. Nie było okien. Kamil spędził tam 72 godziny. Bez papierosa, przez większą część doby nie mogąc się wygodnie położyć. A tu, w zakładzie karnym, miękkie kojo, okno – choć przysłonięte kocem, ale jednak to naturalne światło. Papierosy. Kamil odczuł ulgę.


* * *

    Tej nocy śnił o O. Bliskość, ale chciał jeszcze bliżej. Mocne pocałunki, ale chciał jeszcze mocniej. Do krwi. Gryzł ją, żeby poczuć żelazisty smak. Wtedy, w rzeczywistości nie zdołał przegryźć jej warg, nie gryzł odpowiednio mocno, ale w tym śnie krew popłynęła. Gęsta i słodka. Wypełniała mu usta. Obudził się z przegryzioną własną wargą. „Kurwa mać”. Wytarł twarz w ręcznik. W celi panował półmrok – paliła się nocna lampa. Krzysztof siedział przy blacie i palił papierosa, rozmawiał z Marcinem. Reszta celi spała. Kamil chciał zapalić – ale z krwawiącymi ustami przez kilkanaście minut było to utrudnione.

- Jesteś pojebany – powiedział Krzysztof łagodnie.

- Wiem – odpowiedział Kamil.


- ...no i boję się, że ona taka młoda. Odwidzi się jej i pójdzie do jakiegoś szczeniaka, bo ja stary. – Marcin kontynuował przerwany wątek.

- Zrób jej dziecko.

- Przecież ona ma 19 lat.

- Dłużej będzie ładna.

- No ładna to jest. I to jest właśnie problem. Niby przez telefon uspokaja, ale ja czuję, czuję, że tam już następny gach jest. A ja siedzę tutaj. I ciągle o tym myślę. I kończy mi się karta telefoniczna. – Marcin wyglądał na podłamnaego.

- Pożyczę ci kartę, oddasz w papierosach – powiedział Krzysztof.

Krew po chwili przestała płynąć, Kamil w końcu zapalił. Zostały trzy papierosy.

 

* * *

 

     Godzina piąta rano. Obudzono Kamila, wszyscy stali, więc on też wstał. Otworzyły się drzwi, za nimi stało kilku strażników.

- Stan: pięciu! – zameldował Krzysztof. Huknęła zamykana klapa.

- Teraz możesz spać do śniadania – powiedział Kamilowi. Ale Kamil nie zasnął już. Zapalił. Zostały dwa papierosy.

    

     Dobiegło stukanie zza muru. Ktoś uderzał w ścianę po drugiej stronie. Krzysztof podszedł do otwartego okna i zawołał: „nawijaj”.

- Kajman mówi, że na spacerniak wychodzą wszyscy.

- OK.

- To tyle.

- Na razie.


Krzysztof obrócił się do celi:

- Wszyscy słyszeli?

Przytaknięcie.

- Kim jest Kajman? – spytał Kamil.

- Zobaczysz. – odpowiedziano.


* * *


    Spacerniak. Kilkumetrowe ściany z betonu otaczają plac. Kilku więźniów zataczało koła. Kamil szedł w samotności. Po środku stał Kajman w swojej przybocznej grupie. Patrzyli na niego. Od grupy odłączył się jeden mężczyzna i zrównał krok z Kamilem. Miał czarne włosy, nienaturalne, jasne, niebieskie oczy, jakby świeciły, a na sobie obszarpaną wiatrówkę. Zapytał o coś z wyraźnym wschodnim akcentem. Kamil początkowo nie zrozumiał, ten powtórzył: ‘nie strjelasz z ucha?’

- Nie – Kamil potrząsnął głową.

- Co masz za kurtkę?

- Kurtkę? Tom Taylor. - odpowiedział Kamil, nie spodziewając się tego co nadchodziło.

- Sciągaj, zamieniamy się – powiedział czarnowłosy. Kamila zamurowało. Rozejrzał się po spacerniaku, ludzie ze środka i Kajman patrzyli się, ich spojrzenie było jawną pogróżką. Inni więźniowie patrzyli w ziemię.

- No dawaj – wycedził natręt. Kamil się bał. Był jak sparaliżowany, mimo to czuł, że drży. Powoli zdjął kurtkę. Mężczyzna ze wschodnim akcentem ściągnął poszarpaną wiatrówkę i zamienili się. Kamil został sam. Szedł dalej i patrzył w ziemię.

     Przedostatni i ostatni papieros. Nerwy i strach. Strach i nerwy.

* * *

    Wizjer zachrobotał, strażnik zajrzał do środka. Po chwili trzask otwieranych zamków. Do celi wszedł wysoki, chudy, śniady mężczyzna. Od wejścia zawołał: „grypsują?”.

- Tu nikt nie grypsuje – odpowiedział jeden z więźniów.

    

     Nowy postał chwilę, odwrócił się, wcisnął przycisk alarmu i uderzył w drzwi. Gdy strażnik je otworzył, pytając o co chodzi, nowy powiedział:

- Dowódco! Tu zaszła jakaś pomyłka! Ja powinienem trafić na sztywną celę!

- To jest cela przejściowa! Siedzieć, nie robić afery! – rzucił strażnik i zamknął klapę.


- Jestem Józek – przedstawił się nowy, kiedy obrócił się i uważnie przyjrzął się każdemu z więźniów, a więźniowie przetaksowali go w rewanżu.

- Kiedy jest wypiska? – zapytał.

- Jutro – ktoś odpowiedział.


* * *


Józek wrócił z kantyny z kawą i kartonem papierosów. Rzucił paczkę (30 sztuk Spike) na blat i powiedział

- Macie. Palcie.


    Kamil odczuł prawdziwe szczęście. Nikotyna! Wreszcie! I kawa… I jeszcze tylko 8 dni odsiadki Kamila. „Tak to można żyć” – pomyślał. Palił papierosy Józka i czytał książki, które miał ze sobą przy zatrzymaniu, zaznajomił się już z więźniami – wspomniani Krzysztof i Marcin, Jurek, Paweł – i teraz także Józek. Kamil dosiadał się do blatu, na którym grali w karty (własnoręcznie zrobione), wyrażając chęć do zagrania w tysiąca.


* * *


    Pukanie w ścianę. Józek podszedł do okna i rzucił ‘nawijaj’.

- Kajman mówi, że na spacerniak wychodzą wszyscy. – powiedział głos.

- Chuj kładę na Kajmana – odparł Józek. Rozmówcę zamurowało, za chwilę inny głos powiedział:

- To chuj to ci w dupę frajerze - I cisza.


Gorszy poziom rozmowa mogła osiągnąć tylko inwektywą: „cwel”.


    Tego dnia na spacerniak nie poszedł nikt. Chociaż strażnik się 3 razy upewniał: ‘nikt? Naprawdę nikt?’ – i wydawał się skonfundowany. Po chwili zamknął klapę kręcąc głową. Kamil wyglądał przez lipo. Kilka osób chodziło wokół. Na środku znowu stał Kajman wraz ze swoją świtą. I patrzyli w ich okno, na Kamila.


* * *


- Stan: siedmiu! – zameldował Krzysztof. Kamilowi zostało sześć dni odsiadki. Nie było aż tak źle, ale nie wyobrażał sobie spędzić tu nawet trzy miesiące, co dopiero wyższy wyrok. Obiecywał sobie, że więcej nie wejdzie w zatarg z prawem. Chciał na spacer, ale wspomnienie Kajmana i jego ludzi skutecznie leczyły jego tęsknotę.

    W nocy pili czaj: słoik, herbata, czajnik. Kamil pił prawie wrzątek („bo tak trzeba”) z nadzieją na haj, ale ten nie przyszedł – przez chwilę czuł się nerwowo, serce mu zakołatało, potem jakby przypływ energii, który bardzo szybko minął. Uznał, że to przereklamowana sprawa i więcej już nie chciał. Ale inni sobie chwalili.

Pukanie w ścianę.

- Kajman mówi, że na spacerniak wychodzą wszyscy.

- Bo co? – Józek rzucił zaczepnym tonem.

- Bo gówno – odpowiedziano. I dobiegł rechot kilku osób. Na spacerniak znowu nie wyszedł nikt, Kamil rzucił okiem przez okno, Kajman z gwardią stali na środku i głośno się z czegoś cieszyli.



* * *


Wieczorem gad otwiera klapę.

- Kamil N., na zewnątrz! – woła. Kamil zdziwiony, wszyscy robią wielkie oczy, tylko Krzysztof ukrył twarz w dłoniach. Gdzie o tej porze go zabierają? Kamil wstał i wyszedł. Na peronce stał drugi strażnik. Kamil poczuł przerażenie – obaj mieli nienaturalne, jasne, niebieskie oczy, takie same jak Ukrainiec, który zabrał mu kurtkę. Jakby świeciły.

Kazali mu stanąć pod ścianą i oprzeć o nią ręce. Przeszukiwali go. Poczuł uderzenie w kark, załkał, oczu popłynęły mu łzy. Jeden ze strażników zaśmiał się, drugi wycedził „kara musi być dotkliwa”. Przesunął Kamila przed drzwi obok. Przed drzwi celi Kajmana. Pod Kamilem trzęsły się nogi.

- Pożyczają cię – sadystycznym tonem powiedział gad, który go uderzył. Otworzył drzwi do celi Kajmana, popchnął go do środka.

- Patrzcie, on płacze! – powiedział głos ze wschodnim akcentem i wszyscy w celi zarechotali. Strażnicy zawtórowali i zamknęli za Kamilem klapę. Kamil podniósł wzrok na obecnych – wszyscy mieli jasne, świecące, niebieskie oczy. Podszedł do niego Kajman, z bliska jego oczy były smutne. Powąchał i syknął: „Świeży. I przerażony. Najlepiej”. Ukrainiec za jego plecami oblizał wargi.

- Nie chcę umierać – wyseplenił przez łzy Kamil.

- Och, przecież nic nadzwyczajnego się nie wydarzy.

- Jestem człowiekiem.

- Żaba zjada muchę. Francuz zjada żabę. Nie ma w tym żadnej metafizyki. Przestań się mazać – znowu wszyscy zarechotali.


Podchodzili do niego kolejno i zatapiali zęby w jego ciele. Kiedy osłabł – podawali go sobie. Osuszyli z krwi.


Kiedy było po wszystkim, osunął się na zimną posadzkę. Kajman załomotał w klapę. Strażnicy usunęli ciało Kamila, jakby pozbywali się śmieci.

środa, 25 czerwca 2025

diuna

 "Zastanówcie się nad faktem, że głuchy nie słyszy. A jakaż to głuchota jest udziałem nas wszystkich? Jakich brakuje nam zmysłów, że nie widzimy ani nie słyszymy innego świata, który nas otacza."

 

 "Kiedy Bóg wyznacza jakiejś istocie miejsce śmierci, sprawia On, by potrzeby ją w owe miejsce przywiodły." 

niedziela, 2 marca 2025

***

 

Wracając rano do miasta, uczuł głód. A widząc drzewo figowe przy drodze, podszedł ku niemu, lecz nic na nim nie znalazł oprócz liści. I rzekł do niego: «Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc!» I drzewo figowe natychmiast uschło.

* * *

    Grzegorz N. był muzykiem, grał na pianinie i gitarze po knajpach. Nocny Gdańsk znał go doskonale, bo robił to od dawna i robił to dobrze. Kobiety wzdychały do niego, mężczyźni chcieli mieć w nim przyjaciela.

    Żył jak asceta, nie miał prawie nic, poza gitarą. Pieniądze się go nie trzymały, a na graniu zarabiał akurat tyle, żeby przetrwać. Starczało na kromkę jak i kieliszek chleba.

    Któregoś dnia wieczorem w pubie zagadał go Marek.

- Kim jest Kamil N.?

- Czemu pytasz? – Nazwisko było charakterystyczne, a imię znajome Grzegorzowi, więc był zaciekawiony i zdziwiony jednocześnie.

- Znalazłem go przypadkiem w mediach społecznościowych, to rodzina?

- Rodzina, syn, od lat nie mieliśmy kontaktu Co u niego?

    Marek poczuł misję. Postanowił napisać do Kamila. Parę dni myślał jak zacząć. W końcu napisał wiadomość.

* * *

    Kamil kochał wszystkich. Bo się upił. Czekał na tą chwilę od wczoraj: miał ‘spotkać się’ online z Weroniką. Nie odebrała, nie oddzwoniła, nie odpisała. Ale Kamil mimo wszystko kochał dziś wszystkich, bo się upił. Milczenie Weroniki bolało, ale przecież był dużym chłopcem i nie potnie się z tego powodu.

    W psychiatrykach się piło. Trwała nieustanna zabawa na tym polu w kotka i myszkę z pielęgniarkami, były bury od lekarzy, nie raz i nie dwa Kamil zaliczył karny wypis. Snuł się przez lata od szpitala do szpitala, w przerwach korzystając z oferty Marka Kotańskiego dla bezdomnych.

    Konstantny koszmar w głowie, na który pomaga tylko alkohol.

    Skończyła się wódka, przyszła wiadomość e-mail. Od jakiegoś Marka. „Witaj, nie znasz mnie, ale ja znam Twojego ojca. Wiem, że dawno nie rozmawialiście, nie chciałbyś odnowić kontaktu?”

    Ojciec. Widzieli się tylko kilka razy, Kamil odnalazł Grzegorza w biurze meldunkowym i pojechał do niego do Gdańska, na drugi koniec Polski. Zapukował do drzwi jego domu, otworzyła jakaś kobieta, spytał o ojca. Na pytanie, kim jest, wypalił „jestem jego synem”; kobieta zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

    Ale Grzegorz akurat wracał do domu i nadszedł właśnie gdy Kamil stał na podwórku nie wiedząc do dalej. Patrzyli na siebie – ojciec i syn – jeden w drugiego spojrzał jakby w lustro. Byli niemal identyczni.

    Potem Kamil wracał z Gdańska z poczuciem odrzucenia. Na co właściwie liczył? Że nagle dostanie od Ojca w prezencie nowe życie? Nowy dom? Dowiedział się tylko, że ma dwóch przyrodnich braci i na nic liczyć nie może.

    A teraz za sprawą Marka ojciec i syn nawiązali znajomość na nowo. Słowo do słowa i Grzegorz zaproponował Kamilowi, żeby przyjechał do Gdańska, że zamieszkają razem. Dla Kamila to był dar od losu. Pojechał.

* * *


    Kamil spędzał dnie na Internecie i na piciu. Wódka lub piwo towarzyszyły mu od przebudzenia do zaśnięcia. Grzegorz czasem dołączał. Wieczorami jeździli tramwajem nad morze, tam pili przy gitarze i śpiewach ze znajomymi Grzegorza.

    Którejś nocy, gdy Grzegorz grał w knajpie, Kamil z powodu, którego później nie pamiętał, łyknął cały zapas tabletek klozapolu, jaki miał. Odzyskał częściowo przytomność w szpitalu na toksykologii, przywiązany do łóżka. W malignie przez kilka godzin próbował uwolnić się z więzów, po czym zostały mu na nadgarstkach czerwone pręgi. Z toksykologii przewieźli go do szpitala psychiatrycznego Srebrzysko.

    Dzień lub dwa po przyjęciu już był fizycznie na chodzie. Odwiedzał go regularnie Grzegorz, przynosząc mu papierosy. Kamil, obyty ze szpitalami psychiatrycznymi, szybko nawiązał znajomości. Najbardziej zbliżył się z Lechem, z którym mieszkał w jednej sali. Przedmiotem zbliżenia był alkohol. Pili regularnie i regularnie na tym łapał ich personel. Srebrzysko było jednak miejscem, gdzie pacjentów za alkohol nie wyrzucali. Było tam wręcz liberalnie, był nawet prąd w gniazdkach przy łóżkach pacjentów, tak że Kamil mógł całymi dniami robić to, co lubił, czyli żyć w Internecie.

    Po wyjściu Kamila ze szpitala, przenieśli się z Grzegorzem z kawalerki do dwupokojowego mieszkania w domu nad samym morzem. Grzegorz zaczynał mieć dość picia Kamila. Kamil kontynuował skryte degustacje siedząc sam w pokoju przy komputerze, przemycając wódkę i pozbywając się butelek. Grzegorz z dnia na dzień miał coraz częściej ochotę, żeby wyrzucić pijaka na ulicę.

    W międzyczasie Lech stracił dach nad głową z powodów psychiatryczno-używkowych. Kamil zaproponował (za zgodą Grzegorza) Lechowi wspólne zamieszkanie w jego pokoju.

    I przywiózł go brat. Kamil przywitał Lecha uściskiem. Po kilku dniach Lech rozpoczął od nowa swoją psychozę. Wyłączał korki od prądu w nocy, twierdząc, że promieniowanie z przewodów szkodzi mu na świadomość. Powtarzał na głos dziwne słowa i frazy. Wychodził nagle w nocy i wracał rano jak gdyby nigdy nic. Okazywał wrogość i szukał zaczepki. Kamil czuł się urażony jego zachowaniem, nie okazywał minimum wdzięczności za przygarnięcie go. I tak jak Grzegorz miał dość Kamila i picia, tak Kamil po jakimś czasie miał dość Lecha i nerwowej, ciężkiej atmosfery.

* * *

    Grzegorz obudził się rano z ciężką głową, śnił mu się koszmar o pająkach, którego pamięć prysła zaraz po przebudzeniu. Zapalił pierwszego papierosa, wypił poranną kawę, ubrał się, włączył korki („ten cholerny Lech znowu to zrobił”), następnie uruchomił komputer. Sprawdził pocztę i wiadomości. Następnie przygotował śniadanie. Zapukał do drzwi Kamila i Lecha i zawołał: „chłopaki, wstawajcie, chcecie jajecznicy?”. Odpowiedziała mu cisza. Grzegorz zły, że pewnie nie słyszą, bo śpią mocno, bo w nocy znowu popili, zjadł sam. Złość w nim narastała, postanowił zrobić awanturę i postawić pijakom ostateczne ultimatum – albo żyją w trzeźwości, albo się wynoszą.

    Otworzył drzwi do pokoju, zajrzał i zamarł. Lecha nie było. Za to był Kamil – leżący twarzą do ziemi w kałuży krwi, martwy jak matka natura zarządziła wobec wszystkich, wcześniej czy później. Wobec Kamila wcześniej. Obok leżał nóż.

    Grzegorz złapał oddech, wyszedł przed dom i ukrył twarz w dłoniach. Po czym rozłożył ręce, spojrzał w niebo – właśnie zaczynało padać. Krople deszczu spływały mu po twarzy, gdy odczuł, że ogarnia duszą całą planetę, że czuje każde szczęście i każde nieszczęście każdej istoty ludzkiej na świecie.

poniedziałek, 29 lipca 2024

wtorek, 16 stycznia 2024

koniec świata

  Ojciec Pio o Końcu Świata: "[...] będzie wiał wielki wiatr, wszędzie i jednocześnie na całej planecie i to będzie dowód dla wszystkich na istnienie Boga [...]"

 I teraz ja przy każdym mocniejszym podmuchu myślę sobie "czy to już?". Ale wciąż nie.

niedziela, 29 października 2023

Underworld - Born Slippy (Nuxx)

'shouting: lager, shouting lager, lager, lager

shouting: mega mega white thing, mega mega white thing!

remembering nothing boy'

 

środa, 25 października 2023

wierszyk po namyśle

 Wrzuciłem to poniższe 'coś', potem zmieniłem zdanie i skasowałem. Po czym ponownie zmieniłem zdanie i postanowiłem to opublikować z komentarzem.


Coś:

uwięzieni beznadziejnie

za horyzontem zdarzeń

marzylibyśmy

gdyby pozwolono nam marzyć


dolegają nam bóle fantomowe

po amputowanych myślach i uczuciach

które w zamyśle miały sięgnąć nieba

urosły akurat o tyle

że ich brak boli


Komentarz:

Ten wierszyk jest z gruntu faszystowski ("kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha")

sobota, 3 czerwca 2023

koniec aktu I

 Kobieta w czerwieni porwała Kamila w ramiona i razem pofrunęli pod chmury. Przez chwilę wisieli nad miastem pogrążonym w śniegu, po czym upuściła go, spadał. Gdy spadł, wzbudził zamieć śnieżną, jakby miasto znajdowało się w szklanej kuli.

wtorek, 30 maja 2023

Stanisław Barańczak

 

Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka,

której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu;

jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby

nie było przykro podnieść się i odejść;

jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,

jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,

jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć,

kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki

na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy

lub świat:

 

kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać?

kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?

czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy

w świecie

czuł się jak u siebie w domu?

piątek, 10 marca 2023

poniedziałek, 16 stycznia 2023

'ponieważ kot'

   Jeśli by odwrócić spostrzeżenie o kocie shroedringera, to.. istniejemy bo ktoś nas zaobserwował?

Eee bez sensu.