Kiedy Ania miała 15
lat, uciekła z domu. Była „na gigancie”. Uciekła jesienią,
kradnąc rodzicom dość sporą sumę pieniędzy. A teraz była zima i
pieniądze się skończyły, był mróz i Ani było zimno. Kręciła
się bez celu po Dworcu Centralnym z Warszawie, brudna i obszarbana,
czekając na tę fazę zmęczenia, kiedy zaśnie na ławce na którymś
z peronów, pomimo zimna.
Było około
drugiej w nocy. Narz napotkała mężczyznę który zaszed jej drogę
i zapytał, bez specjalnych ogródek: „chcesz zarobić z pięć
baniek?”.
Nakarmił ją,
ostentacyjne prezentując gruby plik banknotów w portfelu podczas
płacenia za zapiekankę w nocnym barze. Wziął ją do samochodu –
czarna limuzyna BMW i woził ją po mieście. Milczeli wtedy a Ania
miała głowę pełną myśli o tym, że dostanie jakąś pracę,
może dla mafii, może dla policji i los się dla niej teraz odmieni.
Wreszcie zajechali pod jakąś kamienicę w szeroko pojętym
Śródmiesciu Warszawy.
Tam, w dużym
mieszkaniu mieściło się jakieś biuro. Mężczyzna zadawał jej
tam pytania. Skąd jest, dlaczego uciekła z domu, jak się nazywa
hotel Orbisu w mieście, z którego pochodzi. Potem spytał, czy jest
zmęczona. Ania oczywiście była zmęczona. Mężczyzna zaprowadził
ją do pokoju z wersalką i powiedział: „ale najpierw się umyj.
Dokładnie .” Użył właśnie tych słów.
Ania zażyła rozkoszy
gorącej kąpieli po tygodniach bezdomności. Potem skierowała ssię
do pokoju z wersalką.
Mężczyzna wszedł za nią, zaczą się
rozbierać. „Mnie tu nie ma”, pomyślała tylko Ania, kiedy jej
dotknął.
---
Obiecanych pięciu
baniek nie było. Nic nie było. Mężczyzna pozwolił jej przespać
noc w cieple i pożegnał wczesnym rankiem. Ania nie dostała szansy
nawet zostać opłacaną dziwką.
Chodziła do niego
jeszcze kilka razy, bo było jej zimno i bo była głodna. Czuła, że
jedynym możliwym wyjściem byłoby chyba zabicie tego czowieka, dla
jego grubego portfela. Była zima przełomu lat 1994/1995.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz