sobota, 22 października 2016

ale gdyby jednak jakimś cudem


  Kiedy Ania miała 15 lat, uciekła z domu. Była „na gigancie”. Uciekła jesienią, kradnąc rodzicom dość sporą sumę pieniędzy. A teraz była zima i pieniądze się skończyły, był mróz i Ani było zimno. Kręciła się bez celu po Dworcu Centralnym z Warszawie, brudna i obszarbana, czekając na tę fazę zmęczenia, kiedy zaśnie na ławce na którymś z peronów, pomimo zimna.
   Było około drugiej w nocy. Narz napotkała mężczyznę który zaszed jej drogę i zapytał, bez specjalnych ogródek: „chcesz zarobić z pięć baniek?”.
Nakarmił ją, ostentacyjne prezentując gruby plik banknotów w portfelu podczas płacenia za zapiekankę w nocnym barze. Wziął ją do samochodu – czarna limuzyna BMW i woził ją po mieście. Milczeli wtedy a Ania miała głowę pełną myśli o tym, że dostanie jakąś pracę, może dla mafii, może dla policji i los się dla niej teraz odmieni. Wreszcie zajechali pod jakąś kamienicę w szeroko pojętym Śródmiesciu Warszawy.
   Tam, w dużym mieszkaniu mieściło się jakieś biuro. Mężczyzna zadawał jej tam pytania. Skąd jest, dlaczego uciekła z domu, jak się nazywa hotel Orbisu w mieście, z którego pochodzi. Potem spytał, czy jest zmęczona. Ania oczywiście była zmęczona. Mężczyzna zaprowadził ją do pokoju z wersalką i powiedział: „ale najpierw się umyj. Dokładnie .” Użył właśnie tych słów. 
  Ania zażyła rozkoszy gorącej kąpieli po tygodniach bezdomności. Potem skierowała ssię do pokoju z wersalką. 
  Mężczyzna wszedł za nią, zaczą się rozbierać. „Mnie tu nie ma”, pomyślała tylko Ania, kiedy jej dotknął.

---

Obiecanych pięciu baniek nie było. Nic nie było. Mężczyzna pozwolił jej przespać noc w cieple i pożegnał wczesnym rankiem. Ania nie dostała szansy nawet zostać opłacaną dziwką.
   Chodziła do niego jeszcze kilka razy, bo było jej zimno i bo była głodna. Czuła, że jedynym możliwym wyjściem byłoby chyba zabicie tego czowieka, dla jego grubego portfela. Była zima przełomu lat 1994/1995.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz