Grzesiek usiadł na
ziemi, po turecku, na wprost Katedry pw. św. Jana Chrzciciela. Przed
sobą miał dużą skórzaną torbę pełną pieniądzy oraz podpałkę
do grilla.
Otworzył torbę,
polał znajdujące się w niej pliki bankonotów i podpalił.
Kilkaset tysięcy zł płonęło radośnie. Policjant w chwilę
później wołał „panie, co pan robis”. „Happening”
odpowiedział Grzesiek. Z pieniędzy nie zostało nic.
W szpitalu
psychiatrycznym przyjęli Grześka jak starego bywalca. W gazetach
późniejnagłówki brzmiały: „Szaleniec spalił pół miliona
spadku po rodzicach”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz