Wyjeżdżaliśmy z Wrocławia nocą i gdy już wyjechaliśmy, okazało się, że... nie mamy świateł. 300 km jechaliśmy 50 km/h na postojowych, tylko jak nic nie nadjeżdżało z naprzeciwka włączaliśmy długie.
Gdzieś pod koniec trasy wzięliśmy autostopowicza, który okazał się być... mechanikiem samochodowym. W ciągu dwóch minut wyjął spod maski jakiś tam przekaźnik, oczyścił styki i... stała się jasność.
Innym razem wracaliśmy z 3miasta, zmęczeni jak koń po westernie. Gdzieś w drodze wypiliśmy w jednym barze *bardzo mocną* kawę, która naprawdę nas podniosła, dała siły do dalszej podróży do Warszawy. I już były rogatki stolicy - zawracamy. Kierowca nasz zostawił płaszcz z komórką i dokumentami w barze, w którym piliśmy kawę. Zadzwoniliśmy pod jego numer. "tak, tak, zostawił pan u nas rzeczy". 4 godziny dodatkowej drogi.
Jeszcze innego razu, jadąc z Warszawy do Wrocławia, zahaczyliśmy o Płock. Jak do tego doszło - nie wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz