piątek, 2 października 2015

Matka Boska ze Snajperką

wpis gościnny, autor: Marek Lewicki

Widziało i widywało Ją wielu. Tak o niej mówiliśmy, tak i tylko tak: Ona. Zawsze pisana i myślana z dużej litery, Ona, bez jakichkolwiek dodatków, bo przecież wszyscy wiedzieliśmy, o kogo chodzi. Wszyscy Ją znaliśmy. Miała śniadą cerę i czarne oczy, włosy jak bezgwiezdna noc, lewy policzek przecięty dwoma cienkimi, równoległymi bliznami, które ani trochę nie odbierały Jej uroku. Wysoka i smukła, najczęściej widywaliśmy ją w powstańczych panterkach z '44, czasem w białoszarym snajperskim ghillie albo w naszych mundurach i maskowaniu. Czasem była w zaawansowanej ciąży. Zwykle znad prawego ramienia wystawała jej długa lufa snajperskiego karabinu, czasem miała w rękach zwykłego seryjnego kałasznikowa, a czasem widywano ją nawet ze staropolską szablą, w panterce przewiązanej słuckim pasem. Była piękna. Czasami wskazywała nam cele, czasami klękała przy rannych i kładła ręce na ich czołach. Czasem zamykała oczy umarłym. Fatima zaklinała się, że widziała kiedyś wśród drgającego powietrza południa jak niosła dziecko przez pole minowe. Czasem odwiedzała nas w snach, zwłaszcza cywilnych ochotników. Drzazga mówił, że kiedyś podawała mu narzędzia do operacji... ale nie spał wtedy chyba już trzeci dzień. Maryja, Najświętsza Panienka, mówiły radiomaryjne babcie. Mokosz, Wielka Bogini, mówili rodzimowiercy. Marjam, mówili muzułmanie. Ona, po prostu Ona, mówiliśmy wszyscy. Czarna Madonna Powstania, święta barykad, Żydówka, dziecko Bliskiego Wschodu, bardziej polska niż my wszyscy razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz