piątek, 25 września 2015

bezdomność w wieku nastoletnim

- A co do Boga ...

 - Jesli istniejesz... - pomoz, prosze. Cisza. No prawie. Pani wlasnie stwierdzila, ze pociag zwiekszyl opoznienie do 120 minut. Ciekawe, do rana jeszcze daleko, moze dojedzie przed szosta. Zreszta mnie i tak juz tu nie bedzie. O tej porze miasto juz zyje, wiec kto by siedzial na dworcu. A na razie - doczekac szostej.

 - Wiec nie istniejesz... - zimno jest. Drugie skarpetki pomogly na jakies 15 minut. Gliniarz troche dziwnie patrzyl, jak je zakladalem w poczekalni, ale nie zwrocil wiekszej uwagi. Moze mam jeszcze jedne skarpetki? W plecaku syf, przewalaja sie jakies rzeczy - skarpetek nie ma. Jest za to czapka, zakurzona, smierdzaca... ale ciepla. Otrzepuje, zakladam.

 - Szkoda... tylu ludzi zylo tyle czasu w niewiedzy - czapka troche pomaga, nie musze juz wtulac glowy w ramiona. Trzeba sie troche poruszac, bo mi nogi odpadna. Ciezko troche z tym plecakiem, ale co z nim zrobie. Ide podziemiami, mijam ludzi.

 - Ty... daj papieros... - czy to ja pytam? Chyba tak, bo ktos mi daje - camel. Rany, ale bajer.
 - Dzkuje... - Spadaj cpunie. Glupi. Nie jestem cpunem. Mam jeszcze trzy zapalki. Ech, dwie. Hm. Papieros pozwala zabic glod, chociaz na chwile. To jest plus palenia w takiej sytuacji. Kopie nogami w sciane, zeby troche je rozruszac - lup, lup... O, czuje bol, to dobrze. Siadam pod sciana i pale.

 - Daj macha.
 - Nie dam. - No daj, dasz polowe, to ci dam pol bulki. - Patrze, facet - wiek trudny do okreslenia, moze lat 30, moze 50.
 - No dobra, msz... - pakuje bulke w usta... juz jej nie ma. Glodny, nie mam juz papierosa. Ide. Gdzies. 

- Jesli istniejesz - pomoz prosze.... No tak, przeciez go nie ma. Ale takie gadanie moze pozwoli przezyc do rana. Kolo 3 pewnie zasne.. obudze sie o 4, albo obudzi mnie policja...

 - Zwatpiles? - no tak, wariuje. Zwariowalem. z glodu. Teraz mi sie bedzie przynajmniej mnie nudzilo. - Nie... czemu tak myslisz? - Wnioskuje z twoich wlasnych snow. - No dobra. - Przybieram grozna mine
- Kim jestes?
 - A kogo wzywales? - Boga.
 - No to jestem Bogiem.
 - Ty? Bogiem? Przybrałem jeszcze grozniejsza mine.
 - Ano ja. Chesz papierosa? - Chce. Daj marlboro. Przed moja twarza zmaterializowaua sie paczka Marlboro. Upadla jak najbardziej materialnie na posadzke. Schylilem sie, podnioslem, troche niepewnie.
- To chce jeszcze Zippo! - Prosze bardzo, pstryk, zapalniczka wisi przed papierosem.
 - Pomozesz mi?
 - Pomoge. - Idz prosto. Teraz te drzwi z numerem 5. Wejdz. Szuflada. Dobrze. Wiesz jak to obslugiwac? No, dokladnie tak jak na filmach. No, przeladowujesz i strzelasz. Uwazaj, ma kule w lufie. Schowaj go dobrze. Wyjdz, szybko.
 - Jak mam ja rozpoznac?
 - Powiem ci ktora. Idz na peron trzeci. Pociag z Gdanska.
 - Dobra. Ide. objecal pomoc. Jest Bogiem. Pomoze. Masz zalawic fajke? 
- Mam, popros te zakonnice. - Zakonnice?? - Ta, te co idzie. - Przepraszam... ma pani moze papierosa? - zakonnica daje mi. Cala paczke. Rany, ale bajer. To chyba jednak Bog.
- Gdzie ten peron?
 Doszedlem. Stoje, ludzie wokol mnie gadaj we wszystkich chyba mozliwych jezykach. Stoje - wokol mnie pol metra luzu, to pewnie przez zapach. Nie czuje, wiem ze smierdze. Kazdy smierdzi po paru tygodniach spedzonych tutaj. Wiezdza pociag. Trzymam reke w kieszeni, na ganie. Pociag staje, tlum sie wylewa, przelewa, tracaja mnie, ktos mnie mauo nie przewrocil, staje mocno na nogach i krzycze: - Kurwo, nie miales prawa! - Ludzie mnie ignoruja, odchodza, jak zawsze. 
- Ktora to? Pokaz mi, ktora?!
 - Ta. Widzisz, ta, w czerwonej sukience. - Kobieta, mloda, lat moze dwadziescia idzie w moja strone - jej twarz piekna, cudowna, oczy, usta, swieca, rozswietlaja, idzie, patrzy na mnie, idzie idzie idzie, a ja wyciagam pistolet, chce wyciagnac pistolet, nie wyciagam, nie wyciagam nawet reki, ona idzie i patrzy, zdziwiona, przytsaje, zawraca, ja chce wyciagnac, HUK! Leze. Wywrocilem sie. Leze na tym peronie, ludzi juz nie ma, dookola kreci sie sprzatach, zamiata dokladnie ziemie dookola mnie, mnie nie rusza. Na mnie nawet sprzatacze uwagi nie zwracaja uwagi. Slysze tylko glos:"Mieczak."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz