piątek, 25 września 2015

u zarania

Stworzyłem go.

 Z syntezy Bólu i Smutku, który zbierałem na ulicach Wielkiego Miasta, oraz z Radości i Naiwności, które łowiłem przy placach zabaw - powstał w moim laboratorium mały człowieczek. Mieszkał w akwarium - dla niego wielkim i niezmierzonym. Trzymałem w nim kiedyś rybki, wiec akwarium miało nieprzyjemny zapach, niektórych szybek nie udało mi się domyć. Dla niego był to jednak Świat. Kochał Go, ponieważ innego nie znał, a mnie czcił jak Boga, ponieważ bylem jego Stwórcą.

 Mieszkał w domku z kart, który zbudowałem jeszcze przed jego stworzeniem. Od kiedy się tam wprowadził, trudno było mi tam zajrzeć, ponieważ pierwsze co zrobił, to utkał z kolorowych nitek zasłonę. Nie chciałem jeszcze zaglądać tam na siłę. W każdej chwili mogłem zdjąć dach. Człowieczek w niebywale krótkim czasie zagospodarował sobie domek i okolice, tak, ze wyglądało to wszystko jak miniaturowy Raj.

 Trzy razy dziennie dostaje ode mnie kawałek orzecha lub jabłka i naparstek wody. Jakże prymitywnie okazuje mi swoja wdzięczność. Kiedy widzi moja rękę, podająca mu jedzenie, pada na kolana i bije głową pokłony, najgorliwiej jak tylko potrafi. Od kilku dni dzieje się coś dziwnego. Człowieczek ma bardzo tajemnicza minę i kiedy widzi, ze na niego patrze - zastyga i siedzi sztywno, czekając pokornie aż odejdę.

 Buduje peryskop, który ustawiam nad akwarium. Mogę go teraz obserwować tak, że on mnie nie widzi. Zachowuje się zupełnie niezgodnie z moimi oczekiwaniami. Zamiast poznawać i zwiedzać akwarium on nie odchodzi daleko od domku, tylko kręci się w pobliżu. Zbudował dookoła płot z zapałek i próbuje uprawiać ogródek. Nasypałem mu trochę ziemi, zrobiłem nawet miniaturowe narzędzia specjalnie dla niego, jednak, co oczywiste - nic mu nie wychodzi. Nie zraża się jednak i próbuje dalej.

 Ostatnio coraz rzadziej wychodzi z domku. Teraz doszło do tego, ze pojawia się tylko na czas posiłków i od czasu do czasu wystawia tylko głowę za drzwi i, patrząc tęsknie w dal akwarium. A i to rzadko. Pewnej nocy, gdy nie wyszedł po kolację, zdecydowałem się zajrzeć do domku. Zgasiłem wszystkie światła w domu i najciszej jak potrafiłem podszedłem do akwarium. Zdjąłem delikatnie dach domku i zajrzałem do środka. Nagle zrozumiałem. Człowieczek spał na łóżku z pudełka od zapałek, przytulony do wiązki słomy. Obok łóżka stał stoliczek, nakryty wyraźnie dla dwóch osób. Człowieczek płakał przez sen.

 Zaraz na drugi dzień wziąłem słoik i wyszedłem do parku. Chowając się za drzewami, czatowałem na zakochanych. Odpowiednia para usiadła na ławce, ledwie parę kroków ode mnie. Podczołgałem się do nich i pod ich ławkę wsunąłem słoik. Zawarta w słoiku, przygotowana wcześniej próżnia uczuć wessała emocje zakochanych. Po chwili dwoje zupełnie sobie obcych ludzi odeszło w przeciwne strony, a ja wróciłem do laboratorium z pełnym słoikiem. Zaraz wziąłem się do pracy. Do drugiego słoika nabrałem trochę łez człowieczka. Miłość i łzy zsyntetyzowałem pod wielkim ciśnieniem. Otrzymałem Szafir, wielki, wielkości zaciśniętej dłoni dorosłego mężczyzny. Niebieski, prawie granatowy, jednocześnie doskonale przejrzysty, a w ciemności świecił jasną poświatą. Kamień umieściłem przed chatą człowieczka, zanim się obudził, przed śniadaniem. Jego reakcja była dokładnie taka sama jak sobie wyobrażałem. Człowieczek rozpłakał się, tym razem ze szczęścia. Postanowiłem zrobić jeszcze jeden eksperyment. Gdy tylko człowieczek zostawił na chwile szafir, przykryłem go przezroczystym kubkiem. Człowiek mógł na niego patrzeć, mógł go podziwiać, nawet częściowo odczuć jego ciepło, nie mógł zaś go dotknąć. Jakby coś umarło. Położył się obok kubka i płakał. Płakał tak rzewnie, że musiałem zakryć akwarium, żeby moc zasnąć. Eksperyment trwa. Na drugi dzień wyjąłem szafir i dałem go dziecku do zabawy. Człowieczek przestał się zajmować czymkolwiek, także sobą. Domek się przekrzywił, płotek całkiem wywrócił, ale na nim nie robiło to wrażenia. Siedział tylko po turecku w miejscu, gdzie leżał kamień. Nic nie jadł, bałem się, że niedługo umrze. Zrobiłem wiec duży słoik, utworzyłem w nim próżnię uczuć i wyruszyłem na poszukiwanie wielkiej miłości. Zawędrowałem do kościoła, gdzie właśnie odbywał się ślub. Wykorzystując moje umiejętności iluzji podszyłem się pod ojca panny młodej, dzięki temu mogłem być blisko zakochanych. Podstawiając słoik pod źródła ich uczuć, napełniłem go po brzegi i szybko wybiegłem stamtąd, nie czekając na skutki tego działania. Z tej miłości stworzyłem diament. Najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałem. Gdy postawiłem go w akwarium, na miejscu szafiru człowieczek trzymał się z dala i patrzył podejrzliwie. Gdy cofnąłem rękę, zapłakał jeszcze głośniej. Znów na noc przykryłem akwarium płachta. Na drugi dzień człowieczka nie było. Nie było tez diamentu. Na ścianie akwarium znalazłem drabinę zbudowaną z zapałek i słomy. Nie wiem tylko jakim cudem odsunął płachtę. I w jaki sposób zabrał ze sobą diament.

 Tak czy inaczej eksperyment mogę uznać za udany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz