Oczy potworów patrzyły światłem z okien budynków szpitala. Budynki oddychały, nadymały się regularnie, patrząc na Wrocław. Duchy ciemności, wygnane z sal pacjentów, palarni, ze strychu, z piwnic, w jednej z których powiesił się Kamil. Krążyły i wirowały wokół szpitala drążąc złą wolą aurę Świetlistego Piotra. Jak kropla drąży skałę.
Jeden z duchów osiadł między budynkami i w oka mgnieniu przybrał postać kobiety w czerwonej sukience. Z odsłoniętymi, naostrzonymi zębami, których nie zakrywały wargi.
Drugi cień opadł i ukształtował się w formę Kamila. Bez zębów.
Razem patrzyli w okna palarni oddziału Grześka.
* * *
Wolecki stał w oknie i patrzył na Wrocław. Jego myśli zboczyły ku wspomnieniu Kamila.
Postępowanie wyjaśniające, standardowa procedura, policja i prokurator nie doszukali się przesłanek do podejrzenia działania osób trzecich. Dziwne były te zęby. Należały do Kamila. Lekarz patolog napisał w raporcie, że wszystkie były zdrowe i dobrze utrzymane. "Wyrywał sobie te zęby gołymi palcami?". Obcęg w piwnicy nie ujawniono.
Za oknem w parku w świetle latarni mignęło coś chyba czerwonego, a może to było przywidzenie. Wolecki spojrzał w niebo. Było czarne, ale nie zwykłą nie do końca stuprocentową czernią, tylko czernią totalną, taką, jakby "widział" ktoś całkowicie bez oczu albo z odpowiedzialną za wzrok uszkodzoną partię mózu. Jak czarny płomień w piekle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz